Strona:Maria Rodziewiczówna - Lew w sieci.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ach, są! Boże, jakem się zlękła.
Nieznajoma uśmiechnęła się dyskretnie.
— Nie tracę nadziei, że jeszcze spotkam panią w naszych wędrówkach! — rzekł Kostuś — może mnie Tola zachowa w pamięci. Tymczasem pozwoli pani się przedstawić: Konstanty Jamond.
— Helena Wojakowska — odparła, podając mu rękę i dodała — wątpię jednak czy się spotkamy. Mam mało stosunków — i osiądę w bardzo nędznéj mieścinie, gdzie pan pewnie nie posiada znajomych. Jeszcze raz dziękuję za uprzejmość.
Pociąg wkraczał już na zwrotnice stacyi.
Panna Felicya, czujna zawsze, odwołała synowca do manatków.
Zatrzymano się przed czerwonym domem, ozdobionym zielonemi rynnami — na platformie roił się tłum brudnych żydów i bosych chłopów.
Kostuś począł wołać stróża, a wreszcie sam musiał obładować się paczkami i pomódz wysiąść ciotce.
Tola bezustannie napierała się do niego.
— Ja chcę do tego pana! Ja pójdę tam — wołała.
Matka zrazu perswadowała łagodnie, wreszcie, gdy grymasy przechodziły dozwoloną miarę, dała jéj klapsa.
Powstał tedy lament okropny — i czerwony znak na rączce.
I tak oto opłaciła Tola pierwszy swój flirt w życiu.
Nasi podróżni tymczasem znaleźli się w pocze-