Strona:Maria Rodziewiczówna - Lew w sieci.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Gdy ją poznałem, odrazu miała do mnie więcej śmiałości. Nie mogłem patrzeć na takie marnowanie bogatego umysłu, na takie paczenie wybitnego charakteru. Są tam skarby woli i inteligencyi nieprzebrane. Pracowałem nad nią i kształciłem i daję ci słowo honoru, stryju, nie pomyślałem nigdy więcej nad to, że gdy umrę, ona mnie wspomni z wdzięcznością i uznaniem. Może to kochanie, stryju, ale tak kochać i mnie wolno.
— Nieprawda. Nikomu nie wolno brać serca 1 życia czyjegoś na swoje sumienie. Robi to dziewięć dziesiątych ludzkości, ale właśnie tyleż nie posiada uczciwości, a ty ją masz.
— Ależ ja, stryju, nigdy nie spojrzałem dla siebie na pannę Jadwigę, nie dotknąłem jéj ręki; ona myśli tylko o nauce!
— Tak, żeby dorość ciebie. Czyż ty, dziecko, nie wiesz, że mężczyzna za dobrodziejstwo płaci dłonią, głową, krwią; kobieta — zawsze tylko sercem? Podobno to większy nad wszystko skarb serce, twoje własne, tobie oddane!
Adaś oburącz czoło ścisnął i wzdrygnął się.
— Więc jeśli panna Jadwiga jest materyałem, z którego robią bohaterki, ona ci za wiedzę, za światło, za staranie odda duszę na własność. A ty?
— Nigdy, stryju, tego nie przypuszczałem. To niemożliwe; ona kocha tylko naukę, czuje tylko ambicyę dojścia wyżej i wyżej, ceni tylko siłę. Co