Strona:Maria Rodziewiczówna - Lew w sieci.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co więcéj stało się w tym roku lub około?
Była to najprozaiczniejsza w świecie lekcya historyi, któréj jednak pan Erazm słuchał pilnie cały kwadrans, coraz jaśniéj się uśmiechając.
Potém dziewczyna rozłożyła przed sobą tabliczkę łupkową i Adaś rozpoczął zadanie jakieś zawiłe z reguły trzech.
Gdy je rozwiązywała, chłopak wziął pakiet zeszytów i jął coś w nich kreślić i prostować. Z ponad tabliczki rzucała ku niemu niespokojne, zawstydzone spojrzenie, ilekroć poprawka była poważna.
Parę nietoperzów unosiło się nad płomykiem świecy, muskało niekiedy pochylone głowy, wielkie ćmy kosmate opadały na papier, ale oni nie zdawali się tego spostrzegać, nawykli do szczególnéj dekoracyi tych godzin nauki.
Pan Erazm parę razy chciał wystąpić, ale ogarniał go szacunek dla tych dwojga dzieci. Zresztą zapewne nie lękali się strachów, więc długo zabawiwszy, wziął się do odwrotu, jak mógł najciszéj.
Gdy doszedł do furty, nie obył się przecie bez figla, wyjął klucz z zamka i poszedł tąż samą ścieżyną.
Mijając oranżeryę, dosłyszał, że biesiada Zygmusia doszła szczytu upojenia, psy nawet wyły wokoło i ptactwo przerażone zrywało się z gałęzi, odlatując na oślep.
Nie zajrzał nawet przez szybę, nie chcąc sobie