Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ją widziałam, dlaczego do mnie przyszła! Nazajutrz poszłam do kościoła, chociaż tam nigdy nie bywam.
— Tego właśnie ona chciała od ciebie. A może i czegoś więcej jeszcze — wzięła ciebie pod opiekę! Zachowaj ją w pamięci! Każdy młody zaczyna od zapału i bezwzględnej wiary w ludzkość i idee, przechodzi potem rozczarowania, bunty, niewiarę, pogardę, a wreszcie dochodzi do równowagi, miary i wielkiej tolerancji i spokoju. Naturalnie, mówię o takich, co mają rozsądek, zdrowie moralne i fizyczne i siłę. Że zaś takich mało na świecie, więc dlatego świat pełen niedołęgów, kalek i pasorzytów. Otóż, jeśli chcesz się ohydy pozbyć, nie patrz i nie myśl o takich, ale ziarna szukaj w plewie — i ziarnem bądź! A jeśli się chcesz pogardy zbyć — pomyśl, że ci nędzni są nieszczęśliwi i chorzy, a ty zdrowa i silna. Trzeba dla nich mieć litość i miłosierdzie, nie pychę! Nie wiesz, dlaczego ustali, spodlili się lub upadli. Kto silny, niech nie sądzi słabości, tylko niech Bogu za pomoc dziękuje. Jeszcze teraz mnie nie rozumiesz — to szkoła, którą się siwizną opłaca, ale zda ci się kiedy moje słowo, jeśli je zapamiętasz.
Tu pani Taida przypomniała sobie pannę Wandę i dodała:
— A ostrożnie z amorami, bo to ci plany zupełnie pokrzyżuje.