Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zarobiłaś na coś jeszcze więcej. Powiem ci po śniadaniu.
— Idźże się przebierz! — zawołała oburzona matka — i zastanów się, czy to wypada tak się zachowywać!
— Mama się wiecznie turbuje, że nie wypada. Niech mama mocno kopnie, to wypadnie! — rzekła niefrasobliwie Stasia, niknąc w domu.
Ozierska spojrzała bez słów na panią Taidę.
Ta ramionami ruszyła.
— Ano, dałabym jej radę ja, — rzekła. — Kazio już drugi raz nie pójdzie, za to ci ręczę!
W jadalni dwoje winowajców zeszło się u stołu.
— Cóż, dostałeś? — zagadnęła Stasia.
— Wiadomo! — mruknął Kazio.
— Bo ja ci mówię i powtarzam: idźmy w świat.
— Et! Matki nie porzucę.
— Głupiś!
— Samaś głupia!
Na tem się urwała rozmowa, bo byli oboje bardzo głodni, a więc kłócić się nie mieli czasu. Dopiero zjadłszy wszystko, co było na stole, Stasia spytała:
— Pójdziemy jutro?
— Ani myślę wodzić z sobą babę, o którą mnie potem łają jak smarkacza.
— Przypomnę ci to po wakacjach. Pamiętaj! — rzuciła oburzona, wychodząc
Czekała na nią pani Taida i zagadnęła: