Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

testu, opieki lub pomsty. Obyczaje i gusty „panów“ wyrobiły przecie w sferze „chamów“ bierne poddanie losowi, wyrobiły nawet w tym kierunku zmysł spekulacyjny. Dziewczyny szukają w tem zadowolenia gustu do zbytku i próżnowania, rodzice i opiekunowie sprzedają ten towar żywy dla swej wygody. Wszyscy się z tem pogodzili i dobrze jest na tym najlepszym ze światów, dobrze i cicho i porządnie.
Nie dziw, że czyn Gedrasa wznieca oburzenie, wstręt i zgrozę, że ten kamień — jest straszny.
Zgroza! Strach, osłupienie ogarnia na myśl, co być może, co stać się może, jeśli taki zbrodniarz nie będzie ukarany najcięższym paragrafem, jeśli nie zdusi się takiej zarazy w zarodku. Mam w oczach przerażający obraz: widzę tłumy, masy ludzi, tych szarych ludzi z dna społecznego. Powstają, prostują się, rozprzężają zagięte w pracy i niewoli ramiona, a potem się schylają, każdy bierze taki kamień z bruku i rusza w pochód — jakby z letargu zbudzeni: ojcowie, bracia, często mężowie takich kobiet, które życie spędziły w zabawie tych, co płacą, życie w niewoli tych, co kupczą, a kończą w gangrenie ciała i ducha, w kloace lub szpitalu. Biada, jeśli taki dzień przyjdzie, jeśli taki tłum powstanie, biada zwyczajom i obyczajom, nawyknieniom, zabawom. Biada wszystkim takim Morzyńskim!
Dotąd, szczęściem dla nich, taki Gedras jest wyjątkiem. Podobni jemu nie myślą, nie czują, nie wstydzą się, ani cierpią. Są podli, są głupi, są by-