Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ja, stryju, ani kochać, ani żenić się nie mam prawa. Kto ma już śmierć w sobie, o życiu powinien myśleć bardzo mało. A stryj wiesz, że mam w sobie dziedzictwo matki, suchoty. Nie chciałem stryjowi nigdy tego mówić, ale to racja, dla której ani szukam karjery, ani wybieram fachu, ani robię planów. Poco? Ja do życia sił nie mam, niczego nie zdołam wykończyć, więc nie zaczynam. Wiem, że to stryja gniewało często, ale cóż robić? Mnie nie trzeba liczyć między żyjącymi i pracownikami. Przechodniem jestem, rychło odejdę precz!
Pan Erazm uczul ogromny żal i wstyd, że dotąd chłopaka nie poznał. A przecie ten najczęściej bawił przy nim i najmniej zwykle martwił. Miał go za ciemięgę i manjaka, lekceważył.
— Skądże ci znowu te suchoty? Nie kaszlesz nigdy — rzekł markotnie i miękko. — Jutro sprowadzę doktora Zimnickiego i każę cię zbadać. To jakaś mrzonka twojej wyobraźni.
— O, byłem już w rękach doktorów nieraz. Zresztą ja tę śmierć bezustannie czuję, po niemocy wielkiej, ogólnej.
Pan Erazm uczuł potrzebę reakcji, otrząsnął się gwałtem z przygnębiającego wrażenia.
— Niemoc! To już fałsz! Masz siłę i ochotę bakałarzować po całych nocach w ruinach. Jeśli jednak tak myślisz, to poco rozpoczynałeś stosunek z dziewczyną, która niezawodnie jest w tobie rozkochana?
— Nie myślę, aby mogła się we mnie kochać.
— A ja ci mówię, że kłamiesz w tej chwili. Wiesz, że kocha i sam kochasz; poco te korowody?
Adaś milczał chwilę.
— Gdy ją poznałem, odrazu miała do mnie więcej śmiałości. Nie mogłem patrzeć na takie zmarnowanie bogatego umysłu, spaczenie wybitnego charakteru. Są tam skarby woli i inteligencji nieprzebrane. Pracowałem nad nią i kształciłem, i daję ci słowo honoru, stryju, nie pomyślałem nigdy więcej nad to, że gdy umrę, ona mnie wspomni z wdzięcz-