Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozum, córka, najmłodsza z rodziny, za wszystkich energję i hart.
Sadyby poszły na wierzycieli. Rozdarto folwarki, rozszarpano zapasy i dostatki. Samo fundum bank sprzedał; z całej masy został w powiatowem mieście wielki plac i dworek murowany, który niegdyś wystawił jeszcze pradziad jakiś zapewne, żeby mieć nocleg, dom własny, na wypadek, że go obiorą marszałkiem.
Ową drobinę z masą długów wzięły sobie te dwie kobiety.
I nie do uwierzenia, ale prawdziwe: przez lat dziesięć cudem pracowitości zdołały długi spłacić, zapewnić sobie na starość dach i przyzwoite utrzymanie. Odwiedzam je, ilekroć jestem w miasteczku dla interesów i jestem dla panny Stefanji z taką czcią, jak oprócz niej dla jednej tylko kobiety.
Zaśmiał się, udając humor, którego nie miał, i dodał:
— Ożeniłbym się z nią, tylko wiem, że i ta mnie nie zechce. Taki już mój los! Młody człowieku, życzę ci lepszego!
— Ja właśnie postanawiam ożenić się z taką, która mnie nie będzie chciała — odparł Kostuś z przechwałką.
— Dlaczego?
— Lubię zdobycz ciężko wywalczoną!
Taki fałsz wstrząsnął nawet zmartwioną panną Felicją.
— Co on plecie? To blaga! Twoje modystki, Anielki, Klary i inne tałałajstwo, to była dopiero trudna zdobycz. Nie można się było od tego opędzić jak od szarańczy.
— Więc pan tu do nas przybywa jak lew z pod Atlasu, by szerzyć spustoszenie? Ejże, ostrzegę panienki!
— Już mam wybraną. Żeby nie ciotka, byłbym po słowie dotychczas.
— A to w jaki cudowny sposób? W bryce Kruma pan ten skarb znalazł?