Przejdź do zawartości

Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bardzo szczęśliwie, bo już panu drugiego kłamstwa nie daruję, choćbym nawet złożyła małżeńską przysięgę. Proszę to zapamiętać!
Raczyła podać mu rękę, ale pozostała nachmurzona i Kostuś wyznał w duchu, że żartować z nią byłoby niebezpiecznie.
U progu odprawiła go.
— Proszę mi jeszcze darować godzinę! — prosił pokornie.
— Jeszcze panu dokuczą te godziny. Niech pan idzie do ciotki!
— Co mi tam ciotka teraz! Rozkochany jestem w pani bez pamięci!
Ogarnął ją ramieniem. Usunęła się zręcznie.
— Idź pan! — rzuciła gniewnie.
— Przecież jestem pani narzeczonym!
— Więc?...
Spytała takim tonem, że mu krew nagle zamarła.
Cofnął się onieśmielony, a ona znikła za drzwiami.
Postał chwilę i głową potrząsnął.
— Widzi mi się, że z republiki wpadłem pod absolutną monarchję i prawa drakońskie. Cré nom, żebym jej tak nie kochał...


X.

Homeryczną ucztę duchową miały plotki okoliczne.
Zakipiało, rozprysły się na wsze strony, opowieści, krytyki, komentarze, drwiny, oszczerstwa, bajki.
Różyccy nie schodzili z ust wszystkich znajomych i nieznajomych, bliższych i dalszych.
Ponieważ zaś pan Erazm całe życie ludziom pomagał, a długi wdzięczności spłacają się obmową, krewnych zaś nie posiadał, więc był rzucony na pastwę złych języków.