Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Od tego krzyża na prawo — na groblę. Zaraz będzie wieś Kałuhy-Styr i prom, potem przez te piaski do Prochodu — potem na lewo — przez Łuczycką wieś i jesteśmy w domu.
— A ów „nakot“?
— Między wsią i dworem, na błocie.
— I panu się chce w tych piachach i topielach mieć samochód? Samolot byłby lepszy.
— Będę miał i awionetkę zczasem.
Niefrasobliwość i dobry humor tryskały mu z twarzy młodej i przystojnej.
— Pan sam w domu?
— Oho — czworo dzieci i piąte w drodze — szwagier i siostra. Jakże, panie, jeśli żywi dojedziemy, zostanie pan u mnie i wyrychtuje te graty. Miałem szofera, co mnie uczył, ale odmówili mi go do Rydwian. Zresztą pił jak gąbka. Płaciłem sto pięćdziesiąt miesięcznie. — Ostrożnie! Do promu zjazd ostry!
Przeprawa zajęła sporo czasu, bo prom był na drugiej stronie, a przewoźnik kosił siano.
Po długiem wołaniu: — Dmytro, Dmytro! — zjawiła się baba w zastępstwie, i chło-