Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiadra, poiły chudem mlekiem łapczywy, małoletni inwentarz. Potem odniosły śmietankę do lodowni, zabrały rozebrane części wirówki do kuchni do mycia, i poszły do kurnika, w zgiełk głodnego i żądnego swobody drobiu.
Fornale i rataje wyciągali za dwór pod wodzą Białozora, a pod bocznem wejściem do kuchni doktór z Michasiem budowali coś niezrozumiałego z kawałków drzewa.
— Co to będzie, stryjku? — rozległ się głosik Terki.
— Robią łóżko dwa Michały — jeden duży, drugi mały! — odparł, piłując.
— A poco łóżko?
— Bo nawet psom nie zdrowo sypiać na ziemi, a mamy lokatora przecie. Ida, dasz mi trzy stare worki. Terka, zamiast paplać, zagrzej mleka dla chorego i zanieś mu.
— Czy on bardzo chory, stryjku?
— Zobacz. Będzie tak samo z tobą, jak spadniesz z góry, dokuczając gołębiom. Michaś, przynieś świder i dłuto z półki.
Ida przyniosła ze spiżarni żądane worki i poszła do kuchni na naradę z Łuczychą co do obiadu, wnet potem widać ją było wśród stada kurcząt, podającą karmę.