Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wreszcie zatrzymali się na spoczynek przy skrzyżowaniu dwóch rzeczułek i znaleźli wśród łóz wyższy trochę ląd, gdzie Jelec z Idą rozłożyli obozowisko.
Pan Michał wyciągnął się na trawie w dymie ogniska od komarów i rzekł:
— Na świecie, poza naszemi błotami, zmieniają się rządy, panowania, prawa i kodeksy — ale dziś się przekonałem, że tu ma dotąd posłuch i poważanie statut Litewski. Mądre były te stare Jagiellony i znali swego ludu psychikę.
— Wuj myśli o tym sławnym granicznym dokumencie z Moroczną. Krótki jest i mocny. Po wytchnieniu i posiłku, poproszę żebyście mnie z sobą zabrali, bo muszę być jutro w powiecie załatwić mnóstwo spraw. Znalazłem w domu istną puszkę Pandory i wolę wymigać się od chrzcin.
— Dzięki Bogu! Nie zabierze mi pan znowu na tydzień łysej kobyły! — ucieszył się Kulesza. — Ale w przyszły wtorek przyjdą chłopi na targi — to pan przytem musi być.
— Będę i może po drodze gdzie Sawickiego odszukam i w sukurs przyprowadzę!