Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny chleb.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pem w garści. Tylko ten sierp nie na zboże, ale na ludzkie szyje.
— Widzieliście ją, babko?
— Ja? Nie, Bogu dzięki. Pomyślawszy, strach bierze. Ale widział ją Mateusz, ten sierota, parobek Saków. Sprawiedliwy chłopak a tak pracowity, że gdy wszyscy kiedyś z upału pomdleli i do chaty odeszli, on się sam został i kosił a kosił, śpiewając. Przychodzi do niego niby dziewczyna, niby malowanie, i pozdrawia: Pochwalony! Inny parobczak możeby dziewusze żart dał, ale on uchylił kapelusza i odpowiada: Na wieki. A ona: Ktoś ty? A on rzecze: Sierota. A ona: Skąd ty? Z tej-ci ziemi. A czyj ty? Tej-ci ziemi. A komu robisz? Tej-ci ziemi. A kto ci płaci? A ot, słonko! Tak odpowiedział składnie, a ona chwilę przy nim postała, coś śpiewając. Wtedy jego niby lęk zdjął i oczu od niej nie mógł odwrócić, a potem za nią śpiewać zaczął. A wtem przepadła, jak w ziemię, a on patrzy: łąka, co na trzy dni była, skoszona. Tedy zrozumiał, że z południcą gadał i śpiewał. Ano pieśni zapomniał i ze strachu odchorował.
— A zabiła kogo, babko, ta twoja południca?
— Jaka moja? Co panicz mówi! Albo ja wiedźma, czy co? Tfu! Ta mara zabiła podobno Grzesia, muzykanta, zabiła i gdzieś sama schowała, że i ślad po nim przepadł. Hultaj to był i pijak okrutny. Nocką w karczmie, dniem niby na polu, ale byle za snop czy kopicę się schował, buch, i śpi. Ten się przed oną nie wytłumaczył!
— Jakto nie wytłumaczył?
— Ano, bo to ona bez sądu głowy nie bierze. Wpierw takiemu śpiącemu zagadki daje, rozumu próbuje. Boć nie każdy jednaki. Bywa, co rękami robi, bywa, co głową. Ot naprzykład guwerner, albo pisarz, albo doktor. Toć on może nocy nie dospał, zmordował się, a ot w południe w kłosach legi i zasnął. Takiemu ona pytania różne stawia. On się wnet wy-