Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny Bóg.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To znaczy na świecie wogóle — a w Europie w szczególności. Nie ziemski to plan i nie ludzki. Idea szczytna dla wybranych. Kup wysepkę małą i zaludnij ją tymi wybranymi — i to zadanie nad siły, i ci się rozprzęgną! A ty marzysz o świecie takim i to w Europie starej, przeludnionej, zgrzybiałej w swej nieprawości, wiekami uprawnionej. I marzysz co: równy podział ziemi i bogactwa, swobodę zdań i myśli, wolność obyczajową, moralną, religijną! Jestże to możliwe? Nazajutrz już jeden straci, drugi przysporzy, jeden pracować będzie, drugi nie. To koniec równego podziału. A swoboda zdań i myśli? Jeden powie, że dzień, drugi, że noc, wezwą trzeciego na sędziego i oto spór gotów, oto dwa już stronnictwa. Marzysz wolność obyczajową i moralną — wydrzyj że ludziom swoim nerwy, wytocz krew, zniszcz żądze, swawole i fantazje, bo inaczej drugi świt wolnego świata ujrzy znowu mordy, nadużycia, stare rany odnowione!
— Jakto, więc nie wierzysz w dojrzewanie duchów i społeczeństw? Nie wykształcamyż ludzi?
— Nie — bo środki wasze są haniebne! Kto sieje wiatry, zbiera burze. Kto składa waszą partję? Teoretycy i utopiści, uważający ludzi wedle jakichś książkowych formułek; — szalone głowy, żądne wrzawy i ekscesów, i masa brudna, chcąca się obłowić!
— A mnie do kogo zaliczasz?