Strona:Maria Rodziewiczówna - Czarny Bóg.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czyzny; dla reszty świata drzwi artystki były szczelnie zamknięte.
Chojecki przyszedł zdecydowany skończyć jak najprędzej tę delikatną sprawę, jakby przeczuwał, że przedłużanie tych wizyt, sam na sam, nie dopomoże projektom hrabianki P.
Trzeba było iść otwarcie do dzieła. Ona sama mu w tem dopomogła.
— Głowę sobie łamałam nad odgadnieniem przedmiotu owego ważnego interesu, który pana do mnie sprowadził — zaczęła żartobliwie.
— Sądzę, że on panią nie zadziwi — odparł, szukając frazesów właściwych. — Chodzi tu o przypomnienie pani pewnej obietnicy, danej mi przed czterema laty, gdyśmy oboje zawierali błazeńską ceremonję, mającą pani dać wolność, a mnie pieniądze. Byłem wówczas bardzo młody i bardzo nieszczęśliwy, niezdolny przewidzieć skutków tego aktu. Okoliczności się zmieniły. Chcę prosić panią o zwrócenie mi swobody.
Henia drgnęła, jak zraniona. Chwilę była bez głosu, osłupiała, nie rozumiejąc jasno.
— Wszak ja jej nie krępuję — rzekła wreszcie.
— Zapewne. Lecz bigamja jest wzbroniona, a ja chcę się żenić!
— Ach, tak. — To było wyraźne. Drugie, gwałtowniejsze drgnienie wstrząsnęło smukłą postacią. Rozumiała.
On ciągnął dalej, rad, że ze wstępu wybrnął:
— Sądzę, że pani uzna za bardzo naturalną moją prośbę o rozwód, który przy istniejących