Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakże?
— Niech go pan Nolten spyta. To między nimi sprawa.
Ucieszyło to doktora i odjechał rad nowinom, któremi dokuczy «panom».
Nazajutrz zjawił się z Łasicka oficjalista i ustnie załatwił dane sobie polecenie, że pan baron przysyła chłopu sto rubli na kurację. Zośka ruszyła ramionami.
— Powiedzcie mu to — leży w kuchni.
Ale Kasjan na tę propozycję zgody, odrazu jęczeć przestał i o słabości zapomniał.
— Won, sobacze mięso! — krzyknął. — Skóra moja mu warta sto rubli, hyclowi! Myśli, że ja pies. To ty jemu powiedz, że on na moją nie «czymbar» (garbarz), ale on mnie swoją da. Ja go sam obłupię.
Dodał przytem życzenie co do stu rubli — niegodne powtórzenia w piśmie — i tyle dosadnych epitetów pod adresem Noltena i posła, że tenże co rychlej zabrał się z powrotem.
Następnego dnia Wacław popłynął do młyna, a Zośka doglądała chorego, gdy wyjrzawszy oknem, na ujadanie psów, ujrzała czółno, w niem Motolda i domyśliła się w drugim Noltena. Wyszła wtedy przed dom i przywitała spokojnie. Motold przedstawił szwagra i zaraz rzekł:
— Domyśla się pani, dlaczego jesteśmy. Wróciłem zaledwie dzisiaj i dowiedziałem się o nie-