Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wywano tradycję — wszystkie myśli słowa i czyny poświęcone były wyprawie. Wiedziała cała okolica, że będzie miała młoda pani aż siedem szlafroczków i dwanaście wieczorowych sukien, że zastawy stołowe obrachowane były na cztery tuziny gości, że ponure Woronne stało się ogniskiem zabawy na całą okolicę i że wesele będzie huczne i liczne, bo zaproszonych liczono kilkadziesiąt osób.
Kto żył i miał panny, lub sam się bawić chciał, składał tam wizyty, pochlebiał i świadczył, żeby nie zostać pominiętym.
Poza plecami obgadywano na potęgę i żeby połowa tego, co mówiono, była prawdą, to Janiccy i Sterdyńscy powinni byli siedzieć w kryminale lub od dawna być pod kluczem u bonifratrów. Narzeczona była to typowa panna z obywatelskiego domu. Miała od dziecka bony, potem nauczycielki, płatne bardzo drogo, wedle pojęć papy Sterdyńskiego, bo aż 400 rubli rocznie, potem została wywieziona na jeden rok do Warszawy, dla «talentów». Przez ten rok posiadła śpiew (muzykę uprawiała od dziecka w domu), malarstwo, tańce, salonową ogładę — nawet podobno brała jakieś lekcje literatury i wróciła do domu, jako wykwalifikowana już do wydania za mąż. W domu zajmowała się ścieraniem kurzu w salonie, doglądaniem kwiatków w ogrodzie, robieniem herbaty, czytaniem powieści, bawieniem gości i odwiedzaniem sąsiadów. Wyma-