Strona:Maria Rodziewiczówna - Czahary.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o jednem, by zanim słońce wejdzie, zaszyć się w jedną z tysiącznych tajni, tam czółno schować w szuwary, samym się ukryć w krzakach i przeleżeć do zmroku. O zmroku już nie dbali o nic i o nikogo.
— Udało się — rzekł Naum.
— Nie całkiem... Żyd nie wygadał gdzie wódka schowana.
— Wódka? Byle ich nie było — już my ją znajdziemy. Chyba po nią przyjadą — i wykradną nam.
— Nie bój się — nie przyjadą oni.
— Żyd nie, ale starosta. Aj, że ty jego puścił!
— Nie przyjdzie i on. Spokojny ja o to. Skręcaj wprość! Oj, leżeć mi się chce. Krzepko się zmachali. Niechże nas teraz szukają.
I zaśmiał się z triumfem.