Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

two, więzienia, wygnanie, razem osiadły w Warszawie. Duszka za cały majątek posiadała kuferek, pościel, czeczotkową szkatułkę i kilka obrazów świętych. To wszystko mieściło się w kuchence za parawanem. Duszka gotowała jeść, sprzątała mieszkanie, doglądała prania, mustrowała chłopców i łatała ich ubranie, lokowała gości, łamała głowę nad finansami — była wszystkiem.
Niekiedy miewała do pomocy służącą, częściej była sama. Była serdeczna, łagodna, wesoła, a już gdy chłopcy zanadto jej dokuczyli, udawała gniew i mówiła:
— Nie wiedzieć co, duszko! A toż już patrzeć na was nie chce się, tak obrzydliście!
Duszka wstawała ze świtem, szła spać ostatnia. Ale przed spoczynkiem modliła się jeszcze długo, i zawsze tylko za umarłych.
W ciszy kuchenki, gdy wszyscy już spali, rozlegał się jej półgłośny szept: Za duszę Anny, wieczne odpocznienie, za duszę Kazimierza i Józefa, za duszę Adama, za dusze ległych pod Horkami, za dusze zmarłych u Dominikanów, za dusze powieszonych na Łukiszkach, wieczne odpocznienie, wieczne odpoczywanie. Za żywych nie modliła się, zapewne nikt z jej bliskich, własnych, serdecznych żyw nie został. Ale w dzień pracowała i myślała o żywych, nie żaliła się; ani wspominała swych grobów. U Horbaczewskiej było zawsze pełno, starsi zajęci bytem, walką o chleb, interesami, garnęli się do gospodyni, rozprawiano o ziemi, o długach, o procesach, o kłopotach przeróżnych, politykowano nawet. Młodzi garnęli się do Duszki. Chłopcy ze stancji opowiadali jej swe utrapienia w szkołach. Korewo swe plany karjery, Ludka żaliła się na zawistne koleżanki i umizgi nauczycieli. Marynia Jurjewicz i Kostuś przychodzili czasem w niedzielę, siadywali u jej łóżka, za parawanem na kuferku i rozpytywali “jak to było”, albo przynosili jej różne przepisane wiersze, albo prosili o nutę jakiej pieśni, którą się śpiewało zcicha, przy zamkniętych drzwiach i oknach, żeby, broń Boże, nie zapomnieć!