Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nego. A ludzie, zebrani u Bohuszewicza, rozpierzchli się szybko, a Bohuszewicz konia założył i kędyś ostro pojechał.
Po tygodniu na Oziernę, Pachołki i Siennę spadła rewizja, ale nic nie znaleziono, pewnej też nocy wróciła Natalka z Marcinem, zdrożeni, zmęczeni, ale szczęśliwi. Pokłoniła się do kolan staremu i Marcin złożył mu metrykę ślubną, zdaleka, z zagranicy. Popatrzał na nią stary, głową pokiwał, coś zamruczał i papier schował.
Nazajutrz pojechał do Grel i śmiało wszedł do Kafarów. Niewiele mówił, jak zwykle.
— Przyjąłem sobie Marcina, będzie gospodarzyć i pracować, trzeba, żeby jakiś grunt miał. Tu wam w wierne ręce złożę weksle na dwa tysiące rubli. Jak ja umrę, będzie pozór miał, dlaczego siedzi. Tak trzeba. A jak już tu jestem, to i Marcelkę zabiorę z sobą i was proszę, żebyście w niedzielę w gościnę przybyli do młodych.
Kafarowie zdumieni byli, aż nieufni, ale przystali. Stary dziewczynkę w kożuch okręcił i zabrał, mrucząc na wyjezdnem:
— To latała do niej co parę dni przedtem, a teraz to gotowa wam porzucić.
— Zostawcie. Nam także pusto w chacie — uśmiechnął się Kafar.
— Nie żebrak ja, żebym swojego nie utrzymał.
— No, no, będziecie mieli kłopotu z takimi swoimi!
— Podumamy, wymyślimy!
Odtąd Saturnin zupełnie się przestał gospodarką zajmować. Albo bawił się dzieckiem w izbie, albo włóczył się po okolicy. Bywał u dzierżawcy krośniańskiej fermy, Żyda, u ojca Mitrofana, u nastawników, u niższych urzędników, co niedziela pilnie uczęszczał do cerkwi; opowiadał wszystkim, że folwark Marcinowi oddał w posesję, że ten po Siemaszce wziął zapis i pieniądze ma, a gdy go przestrzegano, że tak dwoje młodych to niebezpiecznie w domu trzymać, chytrze się uśmiechał i mówił: