Strona:Maria Rodziewiczówna - Barcikowscy.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A tyś ich nie rzucił. A Gródek z ich zgodą kupiłeś?
— Bank licytował, nie ja, kupiłby obcy. Ja dla nich kupiłem, a oni jak od wroga uciekli. Oni w tym Gródku nędzę cierpieli. Chciałem ich dobra. Zato tak mi nagrodzili!
Iłowicz chwilę milczał, wreszcie rzekł:
— Kiedyś raz z kraju wyszedł, nie trzeba ci było tam wracać. Masz tu stosunki, towarzystwo, rodzinę. Czy ci nie dosyć? A babki było z Gródka nie ruszać — i Gródek ci niepotrzebny. Co ty tam będziesz robić?
— Dla nich kupiłem, żeby spokój mieli. Przecie to zrozumieć mogą, żem nie dla własnego interesu czynił. Czy wuj pisuje czasami do babki?
— Czasami! Już parę lat nie pisałem.
— Niechby wuj do rozumu im przemówił. Możeby wuja słowo coś wskórało.
Iłowicz niespokojnie się poruszył.
— Tego się po mnie nie spodziewaj. Czyś oszalał? A czemże ja cię bronić mogę?
— Jakto? — zerwał się Wacław wzburzony. — Więc wuj moje życie i czyny potępia! Wuj? Za waszym śladem i przykładem szedłem!
— Ja cię nie potępiam. Cóż znowu? Źleś też nie wyszedł na mojej opiece, sądzę. Masz pozycyę do zazdrości, rangę, ordery, fundusz. Czego ci braknie? Byłem przeciwny twemu małżeństwu, to prawda, ale i to ci się udało. Masz piękną żonę, dzieci, rodzinę i stosunki.
— Więc jeślim postąpił rozsądnie w karyerze, a honorowo w małżeństwie, to dlaczego wuj nie chce do babki tego napisać?