Strona:Maria Rodziewiczówna - Błękitni.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nieszczerością trzeba przemyśliwać, układać ją i ciągle o niej pamiętać, a ja księżno, lenię się myśleć.
— To mnie bardzo martwi. Człowiek szczery jest więcej niż nudny — jest trywialny. Książę więc nie potrafi mówić nawet komplementów. O zgrozo!
— Uważam po tonie, że księżna, wyegzaminowawszy moje zdolności towarzyskie, radaby co prędzej zamienić z moją siostrą miejsce i kawalera, au risque opalenia się przy słońcu hrabiów Maszkowskich.
— Przeciwnie, kontrast pociąga! Zostaję na miejscu, narzuconem nam przez obowiązek i postanawiam zająć się wychowaniem księcia w tem, w czem nawet jezuici nie dali rady.
— Jestem zawsze na rozkazy — rzekł młodzian, chyląc ufryzowaną, jasnowłosą głowę w stronę zalotnej damy.
Uderzyła go zlekka wachlarzem po ramieniu.
— Tiens! — zawołała wesoło, — książę jesteś chwilami zupełnie ładnym chłopcem! Dziś, gdym cię zobaczyła, vous m’avez paru horrible!
— Widocznie zyskuję przy bliższem poznaniu.
— Tem lepiej.
— Nie byłem przecie zupełnie obcym księżnie, przed pięciu laty drużbowałem bratu.
— Ach! wtedy! Był to dzień taki obrzydliwy. Miałam na sobie haniebnie skrojony stanik i byłam zła na szwaczkę — ale zła, jak furja. A przytem — w białem mi nie do twarzy, — nie chciałam atłasu, wszystko było nie wedle mej woli. Ach, mon Dieu! w taki dzień źle wyglądać dla dogodzenia barbarzyńskiej tradycji! No, a przytem ten Amadeusz, tak mi dokuczył swemi drwinami! Ten człowiek mi zawsze