Strona:Maria Rodziewiczówna-Dewajtis (1911).djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w okolicy. Całe grono obsiadło kanapy i krzesła, ukazał się na stole miodek roboty proboszcza. Rozmowa się toczyła ożywiona, wśród której przodował cichutki, słodkokwaśny głos pani Czertwanowej.
Po paru godzinach pobytu panowie zaczęli ziewać i wyglądać oknami: radziby byli skończyć ten akt obywatelskiej sprawiedliwości, a brakło do rozpoczęcia pierwszej osoby: podsądnego.
— Gotów zrobić skandal i nie przyjechać! — ozwał się z uśmiechem Witold.
— Nie może być! To do niego niepodobne! — ujął się żywo Illinicz.
— Panowie go nie znają! — westchnęła macocha.
— Trudno znać, moja dobrodziko, kiedy on albo w drodze, albo zamknięty siedzi. Całe życie medytuje[1] i milczy! — zauważył Jerzy Rymwid, gładząc ogromne, na pierś spadające, siwe wąsiska.
— Ach, co to za człowiek straszny i zły! — zawołała, ręce składając.
— W operetkach tak wyglądają kaci i zazdrośni starzy mężowie — odrzekł półgłosem Witold do młodego kuzyna, traktując go cygarem.
— Bardzom go ciekaw zobaczyć. Lubię wybitnych ludzi, choćby w złości — odparł mu syn marszałka, mizerny młodzieniec w mundurze technika, z widocznymi śladami umysłowego natężenia w zmęczonych oczach.
— Możeby posłać po delikwenta[2] gońca? — poradził retorycznym tonem Radziłłowicz.
— Wicieczku! — zapiszczała pani Czertwan — bądź tak dobry i zobacz, czy nie jedzie.
Student opieszale podniósł się z kanapy, na której prawie, leżał, i skrzypiąc botforami[3], wyszedł na ganek.
Przy drzwiach, już bez żadnej ceremonii, gwizdał kuplety wodewilu[2].

Na ganku stał ksiądz z miną pożałowania godną. Szeroka jego, zawsze łagodna i dobrotliwa twarz była skrzywiona, wzrok niepewny. Ocierał fularem[4] pot i cos szeptał do siebie. Od wielu lat słuchał spowiedzi Marka, wiedział jego czyn każdy, znał od dziecka historyę jego życia. Dla księdza człowiek ten był niewinny, choć, wedle słów oskarżenia, fakty miał przeciw sobie. Czy się potrafi uniewinnić, a właściwie, czy zechce przemówić? Z niepewności tej ksiądz miejsca nie mógł znaleźć; chciał go spotkać, pierwszy poradzić, namówić do obrony, poprosić za nim samym u niego.

  1. Medytować — rozmyślać.
  2. 2,0 2,1 Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak przypisu u dołu strony, mimo nadanego mu numeru.
  3. Botfory — długie buty do konnej jazdy.
  4. Fular — chustka jedwabna.