Strona:Maria Reutt - W cygańskim obozie.pdf/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bardzo długo tam byli, a gdy nakoniec wyszli, Rataj kazał Zośce, Jerzykowi i Mitrze zejść z wozu, a Azra zaraz zaprowadziła ich do środka.
Brudno, ciemno i duszno było w izbie, do której weszły dzieci, ogarnął je też strach i lęk nieznany im dotąd, nawet Mitro, zawsze psotny i dokuczliwy, nie odzywał się wcale i nie targał Zośki za warkoczyk.
W izbie było kilku ludzi czarnych, brodatych, ubranych w płaszcze i czapki nasunięte na czoło.
Najstarszy z tych obcych, zbliżył się do Azry prowadzącej dzieci i ujął za ramię Jerzyka, który przerażony, przycisnął się do cyganki.
— Nie bój się dziecko — rzekła Azra — nikt ci nic złego nie zrobi, ten pan nauczy cię wielu rzeczy.
Przyszły nauczyciel wziął chłopca za oba ramiona, uniósł go jak piórko i postawił na dużym stole. Podniósł mu główkę do góry, zajrzał w oczy, zęby, obejrzał na wszystkie strony, potem nic nie mówiąc położył na stole, wyciągnął miarę z kieszeni i mierzył mu ramiona, nogi i ręce. Jerzyk drżał cały ale bał się odezwać. Zośka za to nie wytrzymała i głośno płakać zaczęła.
Ofuknął ją Rataj, który wraz z innymi wszedł do izby i biedactwo uczepiwszy się sukni Azry pochlipywało zcicha. A nieznajomy tymczasem wywijał nogami i rękami Jerzyka. Wkońcu zapytał go łamanym językiem, czy umie chodzić na głowie.
— On nie umie, ale ja umiem! — zawołał Mitro i w jednej chwili pokazał swą mądrość. Stanął na głowie, nogi podniósł do góry i tak obiegł całą izbę, potem fiknął kozła jednego i drugiego i zna-