Strona:Maria Reutt - W cygańskim obozie.pdf/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To może Szymek? No i to nie? to powiedzże, jak cię matusia zwali.
Jakby oprzytomniał, podniósł się, usiadł na posłaniu — i zawołał:
— Mamusiu, mamusiu, Jerzyk chce do mamy.
— O, to ty jesteś Jerzyk — zawołała dziewczynka — już wiem. A matusia poszła do lasu, niedługo wróci.
W parę dni potem chłopak był zdrów, a Cyganie, którzy tydzień spędzili w lesie, zabierali się w dalszą drogę.
W przededniu odjazdu urządzono zabawę. Stara Katra, Agar i inne Cyganichy gotowały w kotłach jakieś jadło, piekły kury i kaczki, które z pobliskiej wsi przyniosły, a gdy zmrok zapadł, rozpalono ognisko, rozpoczęta się uczta. Jedli starzy Cyganie, którym przodował Rataj, ojciec Azry, jadły Cyganichy, ale najlepsze kęski podawano Azrze, którą starzy i młodzi uważali za swą władczynię. Cała banda cygańska słuchała Rataja, jako swego przywódcę, a że Rataj nad życie kochał Azrę i że za najmniejszą przykrość, zrobioną córce mściłby się strasznie, więc słuchano słowa Azry jak największego nakazu. — Młoda Cyganka ładna była i dobra, i gdy nieraz ojciec wpadł w gniew i chciał kogo z towarzyszy obić, co się dość często zdarzało, prośby i przedstawienia Azry niejednokrotnie uchroniły winnych od kary. Rataj bowiem żelazną ręką trzymał swych towarzyszy i towarzyszki, i w gniewie bywał straszny. Otóż przy uczcie najsmaczniejsze kąski podawane były Azrze, która zkolei dawała je Jerzykowi i Zośce.