Strona:Maria Pawlikowska-Jasnorzewska - Szkicownik poetycki.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wspaniały kontur drzewnej, sutej baszty ozłaca z lewej strony zachodzące słońce.
Wkrótce, między ruchliwe galerje liści wybiegnie pierwsza gwiazda, zmrokiem ośmielona piękność wschodu...
Z trudem ogarniam egzotykę tego obrazu, opędzając się szaremu, gminnemu przyzwyczajeniu niedopatrywania rzeczy otaczających nas codziennie.
W surowym wykuszu, pełnym groźnego wyrazu, wiatr powiewa rozwieszoną płachtą pajęczą.
Nisko przy ziemi brama, rzeźbiona asymetrycznie, z mostem splecionym z korzeni, kępami zielonych odrośli palmowo i lekko objęta wkoło, otchłanią, sypką od czarnej próchnicy, kusi amatorów-nigromanów.
Jeden sznur mrówek ciągnie w głąb tej tajni, drugi opuszcza ją...