Strona:Maria Konopnicka - Szkice.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tek«, i — Duch-ptak — »niebieskich duchów bliźni«, uderzy w pióra i zerwie się »w górę od poziomu, jakby uciec chciał do domu«, i ważył się będzie coraz wyżej, a wyżej, coraz dalej, a dalej, od ziemi, aż tam, gdzie:

»Sam Pan kłębek czasów mota«.

A pod nim, ledwo że widzialne, przemijać będą z tragicznym szumem fale rodu człowieczego, a on patrzyć na nie będzie:

»W śnieniu ducha lekkiem, miłem,
Niecielesnem ducha okiem«.

Dopiero kiedy w tym szumie dosłyszy huk Dniepru, kiedy z wyżyn owych dojrzy

»Ukochane, wielkie plemię«,

wtedy dopiero uderzy mu w słuch ogromny głos budzącego Anioła:

»Syn ty ziemi! Syn ty ziemi!«

I ocknie i opadnie ku niej tak, jak utęskniony gołąb na gniazdo opada, i rozpierzy oba