Strona:Maria Konopnicka - Szkice.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stko ma sama w sobie i z siebie tylko siły swe dobywa.
Prąd emigranckiego żywota potrąca Bohdana zblizka, i twardo potrąca; ale go nie unosi z sobą. Owszem, cofa się od niego poeta w głębokiem, nieomylnem czuciu, że do żadnej z fal prądu tego przylgnąć nie potrafi. Nie jest ani »Demokratą«, ani »Centralistą«, ani »Czartoryszczykiem«. Jest wprost — Ukraińcem. Ma swoją wybitną indywidualność, nie psychofizyczną, ale psychoetnograficzną, że się tak wyrażę.
Zawierucha opinii, niezgód, zawiści, zostawia go chłodnym. Bardzo przezornie, a także trochę obojętnie trzyma się od nich Bohdan na uboczu, oddalony od wrzątku emigracyjnego nietylko tą odległością, jaka dzieli Paryż od Fontainebleau, ale tą, znacznie większą, i jak się okazało, prawie nie do przebycia, jaka dzieli jego stepową, zadumaną naturę kozaczą od burzliwej »Laszy«.
Mickiewicza nazywa »wieńconośnym Adamem«, »Namaszczeńcem« i »Słowomocarzem«. Gdy jednak przychodzi zetrzeć się na dusze, nie idzie za nim w progi »nowego kościoła«,