Strona:Maria Konopnicka - Szkice.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

graża, iż rzuci niewdzięczne amory dla konia i szabli.
Napięcie młodych muskułów i młodych dusz junaczych nie da długo wytrwać w bezczynie. Muskuły prężą się, chcą zapasów, chcą walki, chcą wroga. Nie miłość, ale nienawiść szuka sobie ujścia. Dusza chce szerokiego oddechu, chce burzy, chce gromu, wybuchu. Świst wichru jest teraz jej rytmem, jej strojem. Wyrazem życia jest siła. Jest żądza wywarcia się siły.
Dawny rozbrzęk gęślowy w powietrzu wzmaga się, rośnie, mężnieje, przybiera tonów i mocy.
Aż zbudził się step ze snu, który mu zadało czar-ziele, i rozbrzmiał, roztętnił się przypływem wezbranego życia.
I rozwinęła się, zaszumiała, zachrzęściała nad stepem hetmańska chorągiew, na której Michał Archanioł, na koniu i w zbroi, zabija wroga-smoka.
A za chorągwią powiało tysiące krasnych czapek, »kit i chorągiewek«, tysiące rucianych, barwinkowych wianków, zatkniętych na spisy, zafurczało wstęgami na wietrze. Zagrały trąb-