Strona:Maria Konopnicka - Szkice.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chuje z przed oczu, jak żart i jak fraszkę, ale który nawet samej wizyi ustalić się, jako zjawisku, nie daje, zacierając kontury, liczbę, osobowość, w jakiejś czarownej fantasmagoryi splatających się i rozplatających kół tanecznych tak, że zjawisko staje się jednem wrażeniem ruchu, rytmu, lotu.
Jakoż całość tej rusałczanej impresyi jest w najwyższym stopniu muzyczna, a tak rozwiewna, że nie zostawia w duszy konkretnego obrazu, tylko niepochwytne, goniące się echa. Ona sama jest echem wiosennej pieśni stepu. Pieśń nie w duszy poety się poczęła, ale w wielkiej duszy stepu. Nie poeta zaklął ją do życia, i nie on odkląć ją jest władny. Stanął na drodze jej, kiedy przewiewała pomiędzy ziemią a niebem, i oto wziął ją w siebie, jak harfa, i dźwięczy nią sam, jak ruszona struna.
Odtąd muzyczność stepu przeważy w poecie plastykę stepu. Odtąd nie będzie nam Bohdan malował Ukrainy, ale będzie ją śpiewał, a raczej będzie współśpiewał z jej stepem.
I wzlecą »Szumki« jego rusałczanym śladem lekko, tanecznie, i zakrążą nad burzanami polotnym, fantastycznym rejem.