»Żebyż podejść je z ostrożna,
Żebyż to co wiedzieć można!«.
Bo co jest ciekawe, że choć poeta czarów boi się niby, lgnie przecież do czarownic bez ratunku zgoła.
Ha, cóż! Wie, że »będą czary, psoty, ale będą i pieszczoty«. Zresztą musi wziąć »oczarowanie na pieśniane życie«.
Jakoż bierze je, to oczarowanie, ale na swój sposób. Te kręgi, które dokoła niego w »Rusałkach« zatacza lekka, taneczna Zoryna, to jest nieprzestąpiony i zamknięty pierścień poetyckiego żywota: troiste koło: miłości, guślarstwa i pieśni, pełnia pieśnianej i gęślarskiej doli.
Każdy inny brałby inicyacyę taką od Muzy, od Geniusza, o ile nie wypromieniłby go sam z siebie. Bohdan bierze ją od swawolnej, ukrainnej dziewy. I nietylko ją bierze, ale odrazu ulega czarowi z zupełnem oddaniem się jego oczyniającemu działaniu. Gdzie go postawią — stoi; na co mu patrzeć nie każą — nie patrzy, na co chcą przysięgi — przysięga; słowem, raz jeszcze stwierdza zupełną bier-