Przejdź do zawartości

Strona:Maria Konopnicka - Szczęśliwy światek.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Stróżak.


— A co tam za hałas?
— To stróżak wrzeszczy!
— Cóż mu się stało?
— A nic. Tak, z rozpusty!
— A kto tę szybę wybił?
— To stróżak kamieniem cisnął!
— A kot czego tak miauczy?
— Stróżak go poturbował!
— Cóż to za urwis z pod ciemnej gwiazdy! A to bić, a kija nie zdejmować z niego!...
Tak się ten chłopak wszystkim dał we znaki!
Raz konewkę praczce chwycił, w kąt schował. Praczka chodzi, lamentuje, wymyśla, a stróżak — patrzy i śmieje się jej w żywe oczy.
— Franek! — Mówi praczka — ty pewno wiesz, gdzie moja konewka!
— Ja? — Skądbym wiedział!
— Boś ją schował!
— Ja ją schował? Widzieliście, jakem ją chował?
I tak się nastawił, jakby najprawdziwsza prawda.
Praczka do izby, a Franek po konewkę i na drodze ją stawia. Praczka wychodzi, patrzy, jest konewka.
— W imię Ojca i Syna! A toć konewka! A takem naglądała i nie było! czy tuman jaki, czy co?
A Franek aż się za boki bierze od śmiechu.
Innym razem patrzy, wyleguje się pudel panny Gertrudy na oknie od podwórza, na dole. A taki tłusty! muchy mu chodzą po nosie, a on nawet łapą nie ruszy.