Przejdź do zawartości

Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nia — Marjanna, nieprzywykła żeby jej kto do balji nos wtykał, pobiegła na górę cała w ogniach:
— A jaki też ten naród tutejszy spierny, proszę pani, to niech ręka boska broni! Ledwo stanęłam u balji, zaraz tam przyleciała jakaś jędza i dalej na mnie: Ty taka! ty owaka! Ja tu nie myślę robić prania z całej Europy!
— Czyż podobna?
— Przecie! wyraźnie słyszałam, jak wykrzykiwała: że nie myśli ludziom z całej Europy prać. Tak ja jej na to: moja pani, jeśliś pani, bo ja tam twego państwa nie widziała! My ta nie ze żadnej Europy pochodzące, tylko z Dąbrówki, z guberni smoleńskiej! Papiery na to są! Rozumiesz pani?
— No i co?
— A cóż, zara jej buzia zmalała, zabrała się baba i poszła!
Istotnie, Marjanna była z Dąbrówki.
Nie żadna emigrantka, broń Boże, gdzież tam! Z Dąbrówki wysłała ją starsza pani panience, która była w naukach aże we Francyi, w samym Paryżu, i za mąż za pensylwańczyka, prowadzącego interesy wielkiej paryskiej firmy, do Brazylji wyszła.
Wyszła, ale «nie miała wskórania», jak opowiadała Marjanna. Słaba była, tęskniła, a nadewszystko rady sobie dać nie mogła z murzyńską niechlujną służbą.
— Ach, mamo — pisała do Dąbrówki — gdyby tu była Marjanna!