Przejdź do zawartości

Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pan prokurator dostarczył mi w światłem przemówieniu swojem jednego jeszcze punktu, na którym sprawa moich klijentów też się sama broni. Pozwolę sobie punkt ten podjąć i powtórzyć tu trafne słowa dostojnego mówcy:
— Oto jest narzędzie występku! — rzekł on, wskazując drobny przedmiot, leżący w tej chwili przed obliczem wysokiego Sądu. Jest to jedno z najtrafniejszych, jedno z najbystrzejszych i najbardziej decydujących orzeczeń, jakie wyszły kiedykolwiek z ust dostojnego oskarżyciela, w tym przybytku sprawiedliwości i prawdy. Nic też lepszego i pożyteczniejszego dla sprawy klientów moich uczynić nie mogę, tylko to orzeczenie podjąć i powtórzyć:
— Panowie! Oto jest narzędzie występku!
— Wyciągnął rękę ku stołowi szerokim, wspaniałym gestem i patyk wskazał.
Obecni poruszyli się, sami nie wiedząc czego: zdawać się mogło, że ta wyciągnięta ręka dotknęła ich piersi.
Ale pan prokurator patrzył na pana obrońcę niepewnym, osowiałym wzrokiem.
— Co-że on, duszeczka! Kpi, czy o drogę pyta? Taż jemu, adwokatu, zbijać prokurorską rzecz! Taż on od tego właśnie! A ten, patrzaj-że, duszeczka ty moja — sam tak gada, jakby prokurorem był!
Zakołysał się na fotelu w lewą i w prawą stronę i ustami cmoknął.
Ale pan obrońca podrzucił głową i rzekł: