Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Co do rybaka, ten rzuca skąpe słowo, ćmi fajkę, puszcza kłęby dymu, pluje i milczy.
Milczenie to denerwujące kupców w sposób wprost nieznośny, gorsze jest prawie niż wysoka cena. Zapowiada bowiem długą jeszcze walkę, a tu na stacyi zaczynają już składać i szybować wielki, rybny pociąg.
Ale i obecność kobiety niemało targ przedłuża.
Ta wprawdzie nie mówi nic, gdyż nie jestto w obyczaju tutejszym przyjęte, ale ma szczególne, sobie tylko właściwe i do każdej sytuacyi odpowiednio stosowane westchnienia, chrząkania, pociągania nosem, które są zbyt wyraźną grą na »hausse« lub »baisse«, żeby się kupcy mieli nie znać na tem.
Tedy co niecierpliwszy, a polityczniejszy, z góry jakiego franka albo i dwa rzuca »pour Madame«, że niby przyszła mężowi pomagać, a w rzeczy, żeby ją licho gdzieindziej poniosło.