Strona:Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czemu więc twarz twoja spadła, a dobrej siły niema w ręku twoich? Oto cielec, któregom razem z tobą kupił; rośnie pięknie i już rogi puszcza. Dlaczegóż z ciebie nie mam tej korzyści?
— Za wolą tęsknię, panie!
Pan zamyśla się, milczy przez chwilę, aż rzecze:
— Za wolą tęsknisz? Nie mogę tracić ceny tych łagwi oliwy i wina, którem za ciebie dał. Skoro jednak marniejesz, coś stracić muszę, bym nie utracił wszystkiego. Słuchaj tedy, co uczynię: Wolę ci dam i nie będziesz się liczył między niewolników; postronek, który na szyi nosisz, zdjąć każę. Uprawiać będziesz pole moje przez dni cztery; przez dzień Marsa, przez dzień Saturna, przez dzień Jowisza i przez dzień Wenery; przez resztę dni rób co chcesz i pracuj jako chcesz na wyżywienie swoje.
Slavus padał do nóg panu i wstawał — pierwszym pańszczyznianym chłopem. Cztery dni obrabiał grunt pański, a piątego i szóstego, a także i siódmego wolny sobie chodził, grając na piszczałce, uczynionej z trzciny, na blizkiem „Paludi” rosnącej, a krzepiąc tą odrobiną woli duszę swoją, o chlebie zapominał, tylko grał, grał, a na północ ze łzami poglądał.
Daleko mu było i teraz, co prawda, do rosnącego i puszczającego rogi współtowarzysza doli, panońskiego cielca; ale choć przez trzy dni w ty-