Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A tuż zaraz prowadziły straże onego starca, związanego, przed królewskie oblicze.
Król zmarszczył czoło i tak srogo wejrzał na pojmanego, że cały dwór struchlał i prawie tchnąć nie śmiał. Ale stary ten człowiek wcale się nie przestraszył i sam do króla spokojnie przystąpiwszy, rzekł:
— Kazałeś mnie, królu, szukać, jak złoczyńcę, po całem królestwie swojem, a otom jest. Sam szedłem do ciebie, dowiedziawszy się, że mnie potrzebujesz, bom wpierw w dalekich drogach bywał, a tu mnie u bram twego miasta straż pojmała. Rozkaż, aby odstąpili, a iżbym z tobą sam mówił.
Tak mówił ten starzec, ale król bardzo był zagniewany i srogo krzyknął:
— Do ciemnicy cię wtrącę, boś mnie, króla i pana, oszukał, a siemię owo, z którego miało mi się urodzić złoto, wydało tylko zielsko nikczemne, ku spaleniu zdatne! Patrz! oto cała kupa tego twego złota — dodał, biorąc się w boki z wielką pasyą.
Starzec popatrzał i rzekł:
— Królu panie! kiedy taka wola twoja, abym do ciemnicy szedł, niech mnie do cie-