Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ko muszę het precz wywozić do moich sąsiadów za złoto, bo go u mnie niema.
— Żeby tu u mnie złoto było, cały lud mój by się ubogacił.
Lud jego biedny po wsiach skórami się odziewał i koszuli na grzbiecie nie miał, a dopieroż sami bogacze z miasta musieli w dalekie kraje posyłać po materye drogie, po jedwabie na ubiory swoje.
— Bylem tylko złoto miał — mówił — to mi już niczego nie braknie i memu ludowi.
Tak wyszedł raz sobie na drogę i chodzi w zamyśleniu wielkiem, a drogą kupcy jadą.
— A zkąd oni jechali?
— Jużci z dalekich krajów jechali. Jak też zobaczyli króla, tak zaraz mu pokłon oddali, towary rozwiązują i pytają, czy czego nie trzeba?
Król pokłon przyjął grzecznie, towary obejrzał, głową pokręcił i mówi:
— Na nic mi te wasze towary, bo mi tylko jednej rzeczy potrzeba.
Więc zaraz się dopytywać zaczęli, czego?
— Potrzeba mi złota, — mówi król — żeby u mnie w ziemi było, żebym je dobywać mógł i cały mój lud zbogacił i siebie.