Strona:Maria Buyno-Arctowa - Dumny smerek. Duch burzy.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ha, ha, ha — zaśmiał się wicher — tyś król! Więc chcesz się mierzyć ze mną! Ha, ha, ha, królu, gnębicielu słabych, przygotuj się na śmierć. Za chwilę padniesz u mych stóp!
— Nie zastraszą mnie twe groźby! Zmierzmy się, a zobaczymy, kto silniejszy!
Zaświstał wicher, zawył, zahuczał i rzucił się na samotny smerek. Ten zmagał się z nim długą chwilę, odpierał napaści, bronił potężnymi konarami.
Lecz siły opuszczać go zaczęły. A tu znikąd ratunku — wokół ani jednego drzewa, ani jednego krzewu, któryby mu przyszedł z pomocą i osłabił ataki wiatru.
Smerek zebrał ostatki sił, odparł raz jeszcze napadający nań wicher, lecz gdy ten ponowił atak, rozległ się ogłuszający trzask, wzgórze zatrzęsło się, i za chwilę król smereków, wyrwany z korzeniami, runął w przepaść!
Wicher zaśmiał się szyderczo:
— A co, królu! Kto silniejszy!
I huczał dalej, świszczał i śmiał się, a zewsząd padały pod jego naciskiem drzewa z głuchym jękiem.
Długo tak szalał w górach wicher halny, aż wreszcie znużony ucichł, ułożył się zmęczony do wypoczynku i... zasnął!
Na niebie ukazało się jasne słońce, lecz, przerażone widokiem zniszczenia, jakie się roztaczało wokoło, skryło się szybko za chmurę, która, na szczęście, znajdowała się opodal.
Nasze smereki, zdziwione, że uszły śmierci, spojrzały ku górze i nagle wszystkie razem zawołały:
— Król, król, — patrzcie, król zginął! Z potrzaskaną koroną leży w przepaści. O, patrzcie, jakie ma potężne korzenie, lecz i one go nie uchroniły! A my, tacy słabi, tacy wątli — ocaleliśmy!