Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To ci się udało; napiszę chłopcom ten aforyzm.
— Czemu twój ojciec nie pomyślał o przysłaniu też chłopców na studja do kraju? — zapytała ciotka.
— Jak Leoś zeszłego roku miał wyjeżdżać do Petersburga, chciał go ojciec wysłać raczej do Krakowa, ale mama wyperswadowała papie, że wróciwszy z patentem krakowskiego uniwersytetu, miałby wszelką karjerę zamkniętą.
— Jest w tem racja, — odparł Jerzy — z tą jednak różnicą, że brat twój nigdy nie zdobyłby patentu krakowskiego uniwersytetu, bo tam za łapówki go się nie wydaje.
— Szkoda! — ze spokojem zakończyła Lili.
— Może Arturka przyśle ojciec na wyższe studja do kraju? — zapytała ciotka.
— Co to, to z pewnością nie! Artur jest dużo zdolniejszy od Leona, ale większy od niego leń. On rad, że w tym roku skończy gimnazjum i za wstąpi do konnicy.
— Mam nadzieję, Lili, że jak pokochasz nasz kraj, to będziesz potrochu wpływała na ojca, żeby pomyślał o przesiedleniu się do Polski — mówiła pani Janina.
— O nie!
— Nie wierzysz, żeby się to stać mogło?
— Jabym papy nie namawiała; straciłby stanowisko, a chłopcy nigdy w kraju nie zrobiliby tak świetnej karjery jak na Syberji.
Pani Janina westchnęła głęboko i wymieniła z Krysią wymowne, pełne smutku spojrzenie, a Je-