Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

za swym syneczkiem, a ostatnich tygodni niepokoiła się nawet wielce, mówiono jej bowiem, że gazety donosiły, jako dysenterja dziesiątkowała uboższą dziatwę w Warszawie. To też gdy za powrotem z powodu zajęcia rozpakowywaniem, nie otrzymała zaraz pozwolenia na odwiedzenie Tadzia, nie wytrzymała i trzeciego dnia poszła do niego w czasie spaceru z Heniem, po zastrzeżeniu ścisłego sekretu. Dla Henia sekret ten miał wielki urok. Cieszyło go też, że niania pozwoliła mu zabrać konia dla Tadzia, niedużego, lecz pokrytego siwą skórą z piękną uprzężą.
— Powiemy babci, że został w Sopocie — zdecydował, biorąc go pod chustkę.
— Babcia trochę pokrzyczy, ale to nie szkodzi — zakonkludował Henio — na nianię, nie na mnie.
Po przybyciu do mieszkania Augustowej w pierwszej chwili był Henio zastraszony ciemną i brudną izbą, do jakiej wprowadziła go Stefa, ale skoro postawił przed Tadziem na stole konika, chłopiec okazał tak niezmierną radość, tak całował go po łebku i kopytkach, a potem matkę i Henia po rękach i twarzy, że Henio cieszył się jego uciechą więcej, niż kiedykolwiek własną.
A gdy raz zagłuszyła niania głos obowiązku, coraz częściej wpadała na Solec, zanosząc dziecku to to, to owo, przesiadując długo z Augustową, pozwalając nawet Heniowi bawić się w wojsko i strażaków z całym zastępem bosonóżków na podwórzu.