Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mleko za gorące! — woła.
Niania wstaje i spokojnie, długo przelewa mleko do pustej filiżanki.
— Kożuch na mleku! fe!
Niania zdjęła kożuch łyżeczką i dała go zjeść Tadziowi.
— Czekolada ciemna! ja chcę jasnej!
— Wczoraj mówiłeś, że jasna mdła!
— Chcę jasnej!
— To daj, tę odniosę, a wezmę ci jasną.
Henio zniecierpliwiony rzuca czekoladkę na ławkę.
Klowa! — woła w tej chwili Tadzio z zachwytem, pokazując malowaną krowę na papierku stanowiącym opakowanie czekolady.
— Chcesz? — pyta Henio.
Tadzio kiwnął ciemną główką.
— Masz, ale to paskudna, gorzka, smakuje kawą.
Ale Tadzio i w tym względzie nie podziela zdania Henia, z przyjemnością przewraca w buzi pierwszy kąsek, pomimo że mama uderza w lament:
— Co Henio zrobił? czemu Henio oddał czekoladkę! Były w kredensie tylko dwie, ciemna i jasna! Co ja powiem, jak się pani zapyta, co się stało z drugą czekoladką?
— Powie niania, że oddałem chłopcu.
— Ale niech Pan Bóg broni! babcia nie pozwala ci zadawać się z chłopcami.