Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Skąd masz świecę?
— Od fortepianu… aż dwie!
— O ty mały złodzieju!
— Gdy będę wracała z domu, przywiozę dwie całe świece i osadzę w lichtarzach. A teraz do uczty.
Niemało było wybuchów śmiechu przy wydobywaniu prowjantów, flaszek i słoików.
— No zaczynajmy od pokrzepienia ducha. Za zdrowie cioci Samosieczyny!
I Wańdzia przytknąwszy butelkę do ust, wychyliła kilka haustów.
— A teraz wy koleją, a która spełniła toast, niech zagryza prosięciem.
Butelka szła z rąk do rąk.
— Wyborny prosiak.
— Ja wolę kurczę.
— A ja proszę o konfitury z wiśni.
— Wprzód coś solidnego.
— Przyjdzie kolej na wszystko.
— A teraz towarzyszki moje, spełnijmy toast koleżeński.
— Ale wygłoś go rymami… Tyś mistrz do tego.
— Tak, rymuj, Rymarka.
— Siostry me i towarzyszki! błogosławione niech będą Pilwiszki, albo inne Mysiekiszki, gdzie się takie jagody urodziły, co się w wino przemieniły, abyśmy je wypiły. A choć się zowią „smo-