Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


I.

Wańdzia Uszycka była to panienka nad wiek duża i rozwinięta, miała długie ciemne warkocze, twarzyczkę rumianą i oczy!… oczy takie, za które musiał polubić ją każdy, kto choć chwilę w nie popatrzył. Nie były to oczy ani duże, ani piękne, ot takie sobie szare, średnie oczy, jakich tysiącami na świecie, ale było w nich tyle szczerości, wyraz takiej dobroci, takiej wrażliwości na wszystko, takiego zainteresowania się ludźmi i przedmiotami otaczającemi, że lśniły jak tafla jeziora w słonecznym dniu, wiecznie migocąca blaskiem i odbijająca promienie.
Ale te strasznie miłe oczy bardzo często chowały się, zamieniając się w wąskie szparki; bywało to w chwilach śmiechu, lub gdy w myśli rodził się projekt jakiegoś figla. A figli tych tysiące przechodziły przez główkę Wandeczki. Stąd koleżanki nazywały ją najczęściej: Wanda de Łobuz Figlarska. Pomimo to, raczej i dlatego jeszcze była Wańdzia całem sercem kochana przez koleżanki; zdolna, pilna, uczynna, pomagała wszystkim mniej obdarowanym, a nadto towarzyszki, dzięki jej wesołemu humorowi i nadzwyczajnym pomysłom często tak