Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Służący spełnił polecenie. Timirasiew wyjął trzyrublówkę i podał ją chłopakowi.
— Mów szczerze, kto urządził „tę sztukę“?
— Niedźwiedź zawsze sypia w tym pokoju.
— I dlatego pani Lewandowska tu mnie umieściła.
— Nie, dziedziczka chciała pomieścić pana w tym pokoju, dlatego cały wieczór tu paliłem, i jak się ta awantura zrobiła, to aż łamała ręce, że zapomniała przestrzec pana, aby drzwi na klucz zamknął, i bardzo gniewała się na pannę Lili.
— Więc to jej koncept?
— O, panna Lili to figlarz jak mało kto.
Ładno!
Pan Timirasiew zapalił drugiego papierosa, podczas gdy służący wycierał mu nogi.
— Słuchaj-no, chłopcze, kto jest ten młody człowiek, to syn pani Lewandowskiej?
— Nie, siostrzeniec.
— A on się tu jak pan rozporządza.
— Bo gospodarz, zresztą dziedziczka ma mu zapisać Sołohuby.
— Tak?… on będzie się żenił z panną Murzińską.
— Tak ludzie mówią.
Ładno!… Podoba mu się?
— Pewnie; kłóci się z nią, ciągle mówi, że postrzelona, ona na niego, a to: socjalista! a to: rewolucjonista!… A wiadomo, że kto się czubi, ten się lubi.