Strona:Marcin Ernst - O końcu świata i kometach.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niezliczonych, dla których cała mądrość ludzka jest pustym dźwiękiem bez treści? Ciemnota zatem istnieje prawie taka sama jak i dawniej, i niewątpliwie rola komet, jako postrachu ludzkości, przetrwa wieki. Astronomowie jednakże zrobili swoje — obowiązkiem innych ludzi jest tylko poznać owoce ich pracy.
Dziwną jest jednakże dusza ludzkości. Wieść jakaś głucha, z nieznanego źródła, choćby rażąco nieprawdopodobna, znajduje posłuch i wiarę stokroć większą, aniżeli rozsądne słowa rozumnego człowieka. Nawet ludzie wykształceni, nie nadający takim przepowiedniom żadnego znaczenia, lubią o nich czasami pomówić, chociażby tylko w formie żartu, zamiast je wprost ignorować. Wieść się rozchodzi, trafi dziesięć razy na sceptyka, a jedenasty przyjmie ją w jaknajlepszej wierze za prawdę. Od tego zaś jako fakt niezbity, przechodzi ona do innych i t. d.
Autorzy tego rodzaju przepowiedni, jeżeli działają w dobrej wierze, zazwyczaj mają nader małe pojęcie o kwestyach, któremi się zajmują; wystarczyłyby im najzupełniej wiadomości, zawarte w poprzednich rozdziałach tej książeczki, ażeby się od wszelkich groźnych przepowiedni powstrzymać. Wolą oni jednakże uczyć innych i rozprzestrzeniać swoje błędne pojęcia, aniżeli uczyć się od ludzi poświęcających swoje życie nauce, których zazwyczaj ignorują. Są jednakże i tacy, którzy z zupełną świadomością rozpuszczają błędne pogłoski, aby, jak to