Przejdź do zawartości

Strona:Marcin Ernst - O końcu świata i kometach.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mieszkańcy wreszcie półkuli przeciwległej nie wiedzieliby nawet nic o samem zjawisku, dopókiby nie doszła o niem wiadomość telegraficzna.
Czy taka kolizya wpłynęłaby na ruchy ziemi, zależałoby to od wielkości masy jądra komety; gdyby wszakże uległ jakiej nieznacznej zmianie czy to okres obrotu ziemi dokoła osi (t. j. dzień gwiazdowy), czy też okres obiegu jej dokoła słońca (t. j. rok gwiazdowy), to nie pociągnęłoby to za sobą innych skutków, oprócz pewnych koniecznych poprawek kalendarza.
Widzimy zatem, że nawet w tym krańcowym wypadku, gdyby ziemia spotkała się z jądrem komety, koniec świata by nie nastąpił, ani życie na ziemi nie uległoby zagładzie. Zresztą to, cośmy powiedzieli o skutkach takiego spotkania, zostało przytoczonem tylko w tym celu wszechstronnego omówienia przedmiotu, który nas zajmuje. Możliwości spotkania nie wykluczyliśmy, być może nawet wielka liczba meteorytów, spotykanych na niewielkiem terytoryum w Ameryce południowej, świadczy o takiem spotkaniu w zamierzchłej przeszłości; jednakże czytelnik sobie przypomni, jak minimalnem jest prawdopodobieństwo takiego spotkania. Prawdopodobieństwo, podane w rozdziale II., wyprowadziliśmy zresztą, przyjmując, iż wszystkie komety, jakie kiedykolwiek dostały się do naszego układu słonecznego, stale w nim pozostają w pierwotnej swojej postaci. Obecnie wiemy, iż komety z biegiem czasu się