Strona:Marcin Ernst - O końcu świata i kometach.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ki komet, kwestya ta jeszcze rozstrzygniętą nie jest. Wielu badaczy, opierając się na kształcie dróg tych ciał w przestrzeni, przypisuje im pochodzenie inne i uważa za bryłki, samopas unoszące się w przestrzeniach międzygwiazdowych, póki ich nie pochwyci w obręb swej władzy słońce. Nie ma w tem nic nieprawdopodobnego, gdyż, jeżeli w przestrzeni świata unosić się mogą skupienia drobnych ciałek, tworzących w następstwie komety, to i większe masy również tam znajdować się mogą. Jednakże nie da się zaprzeczyć, iż cząstki kometarne dosięgają także niekiedy takich rozmiarów, że mogą, wdarłszy się do atmosfery, zabłysnąć jako znacznej wielkości kule ogniste. Wystarcza na dowód tego fakt, iż w czasach obfitego spadania Andromedaidów w r. 1872, 85 i t. d., w znacznej również liczbie ukazywały się kule ogniste, z których wszakże, o ile się zdaje, żadna nie spadła na ziemię, przynajmniej o żadnym takim fakcie nie wiadomo.
Ponieważ pomiędzy powłokami zewnętrznemi komet, a ich jądrami nie ma żadnej różnicy zasadniczej, więc, być może, cała różnica leży w tem, że w jądrze skupiają się w znacznej liczbie, dosyć gęsto cząstki o masie znaczniejszej, wynoszącej kilogramy, a niekiedy nawet tysiące kilogramów (fakty spadnięcia aerolitów tej wagi na powierzchnię ziemi są znane). Oczywiście, kiedy kometa ulega rozkładowi, rozpraszają się wzdłuż jej drogi także owe szczątki jądra i mieszają się z drobniejszemi cząstkami komety. Ziemia, przechodząc przez rój tych drobnych mas, napotyka też od czasu do czasu taki