Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żeniu starych jejmości, które wszystkie zadrgnęły na swoich siedzeniach.
W parę lat po trzydziestym zmieniła się tutaj scena całkowicie; rząd zabrał budynek, który zewnątrz i wewnątrz zmieniony został na zwyczajną kamienicę, zniknęła ulubiona przez matki nasze kapliczka, a poczciwy ksiądz Tańculski usunął nam się z oczu. Miejsce klasztoru zajęła wyższa szkoła dziewcząt, założona przez magistrat i Szkołą Ludwiki nazwana, od imienia królowéj pruskiéj. Z początku miała skromne rozmiary, cztery, czy pięć klas i od razu, jak możesz się domyśleć, wykładano tam wszystko po niemiecku, z wyjątkiem religii katolickiéj i języka polskiego, bo i polskich dziewcząt znalazło się dużo. Pierwszym nauczycielem polskim był, jeśli się nie mylę, pan Radziejewski, referendaryusz, czy asesor przy sądzie tutejszym, a pierwszą guwernantką, która przedewszystkiem obyczajów i porządku uczennic doglądała, była jakaś pani Helling, jejmość już niemłoda; kto zaś naczelnie kierował całą szkołą, tego już nie pamiętam, ale wkrótce po jéj założeniu powołano do tego kierownictwa odpowiedniego rektora, w osobie doktora Bartha, który przez długie lata urząd swój sprawował. Chociaż znałem go bardzo dobrze i kilka razy byliśmy z sobą w bliższych stosunkach, wiem tylko z przedpoznańskich jego dziejów, iż urzędował w Halli przy jakiejś szkole, nim go tutaj sprowadzono. Przyjechał młody jeszcze, zaledwie trzydziestoletni, w kawalerskim stanie, a lubo był bardzo wysoki, chudy i urokiem twarzy bynajmniéj nie grzeszył, znalazł niebawem towarzyszkę życia w całkiem pięknéj osobie, która także z dalszych stron wtenczas pojawiła się w Poznaniu.
Otóż panna Hevelke, pochodząca z Łodzi, gdzie ojciec jéj był pastorem, przybyła do naszego miasta, aby