Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dnak, że liczył się ad honoratiores w miejskiem społeczeństwie i miał w domu swoim doży browar przy Gołębiej ulicy, który dopiero teraźniejszy właściciel na mieszkania zamienił. Jedynak syn pani Sawińskiéj, mniéj więcéj mój rówiennik, wyszedłszy z klas średnich, chwycił się zawodu swego ojca i widywałem go potem raz po raz w Berlinie, gdzie się piwowarstwa i trochę chemii uczył, a przytem, jak mi mówiono, głównie demokratyczno - politycznemi ideami zajmował. Praktykę na swoją rękę rozpoczął potem w Poznaniu, zaraz po czterdziestym roku, ale ta nie długo trwała; jakie zaś były przyczyny, dla których się rzecz nie powiodła, powiedzieć nie umiem, ani też co się z nim późniéj działo, słyszałem tylko, iż przez czas dłuższy wiódł żywot nienormalny i niewesoły, wreszcie w dość młodym wieku umarł zapomniany.
Z trzech córek pani Sawińskiéj, młodsza, jak ci nadmieniłem, była pierwszą żoną Antoniego Batkowskiego, najstarszą zaś, panię Malinowską, która bardzo wcześnie owdowiała, miałem sposobność poznać jako osobę rozsądną, rzędną, sympatyczną w towarzyskich stosunkach i z całem poświęceniem oddaną opiece nad jedynaczką swoją i nad jéj dziećmi, gdy ją potem wydała za profesora Szafarkiewicza.
Przypominam sobie także, panie Ludwiku, kilku komorników z tego domu; z dwoma łączyła mnie nawet wieloletnia zażyłość. Najpierw, więcéj niż pół wieku temu, gdy byłem jeszcze w szkołach, spostrzegłem nieraz ładne twarzyczki, wyglądające oknem z pierwszego piętra; nie dziw, mieścił się tam bowiem, przed rokiem trzydziestym, pensyonat Wetterlingowéj. Nazwisko to, które ledwo trzech, czterech ludzi zna jeszcze w Księstwie, utkwiło w méj pamięci, bo w owych latach dość często się o moje uszy odbijało, chociaż osoby sa-